
Majorka- relacja z naszego krótkiego urlopu
W lipcu udało nam się wyskoczyć na krótki urlop na hiszpańska wyspę Majorkę. Cały wyjazd zorganizowaliśmy sobie sami i w dzisiejszym wpisie chcę podzielić się z Wami naszymi wrażeniami z pobytu na hiszpańskiej wyspie, co warto zobaczyć w okolicy miejscowości Santa Ponsa i gdzie zjeść najlepsze oliwki na świecie.
Loty na Majorkę- skąd lecieliśmy?

Z Polski na Majorkę można polecieć z Krakowa, Warszawy, Wrocławia i Katowic. My zdecydowaliśmy się lecieć z Niemiec, gdyż do Berlina mamy zdecydowanie bliżej. Wybraliśmy loty linią EasyJet- dużo razy lataliśmy tymi liniami i bardzo polecam! Samoloty są czyste, obsługa miła i pomocna oraz nie zdarzyło nam się nigdy duże opóźnienie czy nieprzyjemne incydenty. Oczywiście to tylko nasze doświadczenie 😉
Lot na Majorkę mieliśmy we wtorek w godzinach popołudniowych, a lot powrotny był w niedzielę o 7 rano. Za bilety w dwie strony za naszą dwójkę zapłaciliśmy ok. 1200 + dopłaciliśmy 375 zł za dwie osoby w dwie strony za miejsca z większą ilością miejsca na nogi (to są miejsca obok wyjścia ewakuacyjnego). Nasz wyjazd organizowaliśmy na ostatnią chwilę i liczyliśmy się z tym, że ceny biletów będą wysokie. Ale dzięki temu, że dopłaciliśmy do tych miejsc mogliśmy wnieść na pokład dwie sztuki bagażu podręcznego- walizkę kabinową i torbę.
Niestety teraz w każdej taniej linii lotniczej trzeba albo dokupić mały bagaż podręczny albo jechać z torbą, która będzie pasować do wymiarów podanych na stronie przewoźnika. Jeszcze przed pandemią można było wnieść małe walizki kabinowe- teraz już niestety to zlikwidowali.
Na Majorkę lecieliśmy z nowego lotniska Berlin Brandenburg i w porównaniu do Schonefeld, z którego lataliśmy wiele razy, Brandenburg jest o niebo lepsze! Przede wszystkim zaraz przy lotniskiu są parkingi- my zarezerwowaliśmy parking z P6 przez stronę BER i za 5 dni zapłaciliśmy ok. 160 zł. Ten parking poleciła mi koleżanka i super, że z niego skorzystaliśmy- jest bardzo blisko lotniska i na terminal szliśmy 3 minuty spacerkiem. Samo lotnisko Berlin Brandenburg jest nowoczesne, duże i nie ma takiego tłoku jak na Schonefeld.
Aby dostać się na Majorkę niepotrzebne było szczepienie ani negatywny wynik testu. Natomiast w drodze powrotnej do Berlina, na lotnisku wymagano już od nas albo certyfikatu szczepienia albo negatywnego wyniku testu. Warto o tym pamiętać.
Majorka- gdzie spaliśmy?
Na Majorce przyjechaliśmy do miejscowości Santa Ponsa, która oddalona jest od lotniska w Palmie o 22 kilometry. Do Santa Ponsy z lotniska można dostać się autobusem lub wziąć taxi. Autobus jedzie ok. godzinę, a taksówką można dostać się do Santa Ponsy w 20 minut i kosztuje to 40-45 euro.

W Santa Ponsa zatrzymaliśmy się w hotelu Playas del Rey. Zarezerwowaliśmy sobie sobie pokój z widokiem na morze i absolutnie nie żałujemy! Codziennie rano i wieczorem mogliśmy podziwiać morze i pływające na nim jachty i łódeczki. Z naszego balkonu było też widać piękny zachód słońca.

Sam hotel był bardzo czysty, obsługa przemiła i pomocna. Pracownicy bardzo przestrzegali noszenia maseczek w hotelu, na stołówce, na korytarzach. My dodatkowo wykupiliśmy śniadanie, które może i nie było mocno urozmaicone (codziennie jedliśmy tosty z szynką i pomidorami + owoce), to było smaczne 🙂 W domu też nie jemy wyrafinowanych śniadań, więc akurat na takie rzeczy jak monotonne śniadania nigdzie na wakacjach nie narzekam.
Co robić na Majorce?
Na Majorce spędziliśmy w sumie 4,5 dnia. Z rana byliśmy na plaży lub nad hotelowym basenem, a po południu jeździliśmy zwiedzać miejscowości obok. Główna plaża Playa de Santa Ponsa jest długa na 1,3 kilometra i należy do jednych z najdłuższych plaż na Majorce. Na Playa de Santa Ponsa jest bardzo dużo miejsca do plażowania- są leżaki z parasolami, jest drobny piasek, na którym można się położyć. Co ciekawe- na Majorce (przynajmniej tu w Santa Ponsa) jest mało palm, a na plaży zamiast palm były sosnowe drzewka. Majorka jest zielona, wszędzie jest mnóstwo roślin, drzew i przez to nie jest tak gorąco.

Na Majorce byliśmy na początku lipca i temperatura powietrza wynosiła ok. 30 stopni. Dzięki lekkiemu wiaterkowi i dużej roślinności spędzanie dnia na plaży czy zwiedzanie okolicznych miejscowości było bardzo przyjemne i w żadnym wypadku męczące.


Druga plaża, na której byliśmy tylko raz to Es Caló d’en Pellicer. To mała, kameralna plaża schowana wśród drzew. Na plaży jest drobny piaseczek, skałki i jest łagodne zejście do morza. Minusem tej plaży jest to, że dla niektórych może być za mało prywatności- jak się zbierze dużo ludzi to zaczyna się robić tłoczno i każdy leży obok siebie. Tą plażę (z tego co zauważyłam) chętnie odwiedzają lokalni mieszkańcy. Miło było popatrzeć jak starsi ludzie zbierają się ze swoimi znajomymi, siadają na leżakach i tak spędzają wolny czas.

Co zjeść w Santa Ponsa?
W Santa Ponsa na Majorce nie można narzekać na brak różnych restauracji- od kuchni hiszpańskiej po sushi, pizzę i kebaba. Pierwszego dnia udaliśmy się na romantyczną kolację do restauracji El Balcon de Maria. Restauracja ma świetną lokalizację- jest nad wodą i podczas kolacji można podziwiać piękny zachód słońca.

Ja- jako fanka paelli- nie mogłam sobie odmówić tego dania w pierwszym dniu przyjazdu. Zamówiliśmy więc paellę z owocami morza dla dwóch osób- cena za 1 osobę w tej restauracji to 16,50 euro. Ważna rzecz dotycząca paelli, którą kiedyś usłyszałam od kucharza w Barcelonie- paella powinna zawsze być przygotowana minimum dla dwóch osób. Jeśli ktoś w restauracji twierdzi, że może zrobić ją dla jednej osoby to lepiej się zastanowić 😉
Do paelli dobraliśmy dzbanek Sangrii, ziemniaczki patatas bravas i przegrzebki, które były naprawdę przepyszne. Restauracja ze względu na lokalizację ma moim zdaniem trochę przesadzone ceny- za dzbanek sangrii, która nie była wybitna zapłaciliśmy 17 euro… No ale cudowny zachód słońca i kolacja we dwoje rekompensowała wszystko.



A teraz restauracja, gdzie jedliśmy najsmaczniejsze oliwki na świecie! Nawet w Grecji nie jedliśmy tak pysznych! Restauracja nazywa się Miguel i nie bez powodu jest codziennie oblegana i ciężko tu o wolny stolik bez rezerwacji. Jedliśmy tu nie tylko przepyszne oliwki, ale również doskonałą doradę, która rozpływała się w ustach i bardzo dobre kalmary. Do tego w restauracji Miguel była przemiła obsługa kelnerska, która dbała o to, aby nic nam nie brakowało. Cenowo dosyć drogo, ale miejsce warte odwiedzenia.



Co zwiedziliśmy?
Czy udało nam się coś zwiedzić? Oczywiście! Początkowo myśleliśmy nad wynajmem samochodu w Santa Ponsa, ale musielibyśmy wypożyczyć albo auto na 3 dni albo jechać na lotnisko do Palmy po samochód co średnio nam się opłacało. Pani w recepcji podpowiedziała nam inne rozwiązanie- skorzystać z lokalnej komunikacji i zwiedzić w ten sposób pobliskie miejscowości.
I tak jednego popołudnia udaliśmy się do niewielkiego miasteczka El Toro oddalonego od Santa Ponsa ok. 10 minut jazdy autobusem. Za bilet w jedną stronę za jedną osobę zapłaciliśmy 3 euro. Autobusy przyjeżdżają na czas lub z minimalnym opóźnieniem, w środku działa klimatyzacja, jest czysto, więc podróż była naprawdę przyjemna.
Naszym celem był piękny Port Adriano, gdzie można zobaczyć luksusowe jachty, łódki, a my poczuliśmy się trochę jak w Monako 😉 W porcie jest kilka restauracji, ale zapewne z uwagi na swoją lokalizację ceny były dosyć wysokie. My zjedliśmy obiad w porcie, nad samą wodą w restauracji La Oca. Dobre jedzenie w niewygórowanych cenach.




Camp de Mar
Kolejnego dnia zdecydowaliśmy się na wycieczkę do miejscowości Camp de Mar, która oddalona jest ok. 20 minut jazdy autobusem od Santa Ponsy. Bilet autobusem kosztował nas 4 euro za jedną osobę w jedną stronę. Camp de Mar to mała miejscowość, która jest po prostu przepiękna! Woda ma obłędny kolor, jest bardzo czysta a plaża jest wyróżniona niebieską flagą.
W Camp de Mar na środku morza na malutkiej wysepce jest restauracja Illeta, do której można dojść mostkiem z plaży. Przyznam szczerze, że restauracja ma piękne położenie i jest przez to bardzo oblegana. My staliśmy chwilę w kolejce, ale dowiadując się od kelnera, że na stolik będziemy musieli poczekać jeszcze ponad 30 minut-odpuściliśmy.



Plaża w Camp De Mar jest mała i było na niej dość tłoczno. Dookoła były restauracyjki, kafejki, gdzie można odpocząć w cieniu palm. Naprawdę piękne miejsce i gdybym drugi raz jechała w te okolice Majorki to zatrzymałabym się właśnie w Camp de Mar.


Za co polubiliśmy Majorkę?
Za klimat, za jedzenie, za uśmiechniętych i uczynnych ludzi, za piękne plaże, piękny kolor morza, za dużo roślinności. Majorka była spontanicznym wyjazdem, który zorganizowaliśmy na własną rękę i absolutnie nie żałujemy bo było cudownie! My z moim mężem bardzo lubimy organizować sobie sami wyjazdy i jeździć na wakacje we dwoje. Odkąd się znamy zawsze organizowaliśmy sobie sami wyjazdy i byliśmy zadowoleni.
Natomiast w dobie pandemii jeśli organizujecie wyjazd na własną rękę warto wybrać hotele z możliwością odwołania rezerwacji i być przygotowanym na to, że loty mogą być z dnia na dzień odwołane (mieliśmy tak rok temu z lotem na Marsylię).
Na Majorce nie nudziliśmy się, odpoczęliśmy i spędziliśmy świetny czas we dwoje. Rano plaża, później zwiedzanie, a wieczorem randka na plaży z pizzą i winem. Majorka ma tak wiele pięknych miejsc do odwiedzenia, więc mam nadzieję, że kiedyś tu wrócimy!


Mam nadzieję, że moja relacja z naszego wyjazdu zachęci Was do odwiedzenia tej pięknej, hiszpańskiej wyspy!


5 komentarzy
Basia
Przepiękne zdjęcia oraz miejsce, bardzo przyjemnie się czytało Twój wpis. Ja również prowadzę podróżniczego instagrama gdzie relacjonuję moje wyjazdy. Niestety nie mam zbyt wielu obserwatorów i zastanawiam się w jaki sposób mogłabym to zmienić. Może wykupienie lajków byłoby dobrym pomysłem.
Magda
Bardzo dziękuję! 🙂 Kupienie latków to nie jest najlepszy pomysł. Warto postawić na budowanie społeczności poprzez tworzenie ciekawych, angażujących treści. Czasem ten proces trwa latami- moim zdaniem nie warto iść na skróty.
Aneta
Super relacja, Majorka to piękne miejsce, dlatego zdecydowałam się wykupić wyjazd w te okolice. Niestety póki to nastąpi to muszę skupić się na nauce. Niedawno zaczęłam drugi semestr na wsb nlu i muszę przyznać, że świetnie trafiłam z uczelnią. Uwielbiam mój kierunek oraz ludzi na roku. 🙂
Ewa
Majorka to piękne miejsce, bardzo mi się tam podobało. Tym roku jednak jedziemy nad polskie morze, a mojego synka dodatkowo wysyłam na pólkolonie Poznań. Będzie się na nich uczył angielskiego z czego ogromnie się cieszy. Dodatkowo pozna wiele przyjaznych dzieciaków.
Sandra
Przepiękne zdjęcia widoczków! Ja też za niedługo wybieram się na wakacje, dlatego rozglądam się za nowym telefonem, który sprawdzi się do robienia fotografii pięknych scenerii. Zastanawiam się nad zamówieniem iPhone’a 12 mini ponieważ podobno świetnie sprawdza się w tej roli. Muszę jeszcze to jednak przemyśleć.